W sprawie wystawiania się na słońce
wszyscy przestrzegają nas przed promieniowaniem UV, które uszkadza komórki
skóry, co może prowadzić do rozwoju raka skóry. Przestrzegają, ale również
przypominają, że unikanie słońca prowadzi do niedoboru witaminy D3, która jest
produkowana w skórze pod wpływem promieni słonecznych. A niedobór witaminy D
zaburza w organizmie pracę niemal wszystkich układów.
Komu więc wierzyć? Troszkę
poszperałam w sieci i okazało się, że brak słońca szkodzi bardziej niż nadmiar.
Promienie słoneczne zmieniają chemię mózgu i przyczyniają się do zwiększania
produkcji serotoniny mającej wpływ na nasz nastrój. Wyższy poziom serotoniny
koreluje z lepszym nastrojem, poczuciem satysfakcji i spokoju. Niższy poziom
związany jest zaś z depresją i lękami.
Z brakiem słońca wiąże się SAD, czyli
choroba afektywna sezonowa. Tzw. zimowa depresja przejawia się brakiem energii,
uczuciem smutku i beznadziejności, które przychodzą, gdy dzień staje się
krótki, a na dokładkę pogoda zmusza ludzi do spędzania czasu w pomieszczeniach.
Pod wpływem słońca melanocyty i
keranocyty (komórki znajdujące się w skórze) uwalniają hormon, który m.in.
pomaga redukować stres oksydacyjny i uszkodzenia DNA, zwiększa też aktywność
genów naprawczych, zmniejszając ryzyko rozwoju... czerniaka. Melatonina odgrywa
również ważną rolę w przeciwdziałaniu infekcjom, zapaleniom i zaburzeniom
autoimmunologicznym. Słońce wpływa również na działanie układu nerwowego,
poprawiając pamięć, pracę układu pokarmowego, lokalny przepływ krwi. Słońce
także trzyma w ryzach nasz układ odpornościowy. Czyli same superlatywy.
Korzystajmy ze słońca zażywając przyjemności,
ale rozsądnie. Na pewno „od słońca” nie zachorujemy. Wykorzystujmy każdą
nadarzającą się okazję do przebywania na powietrzu, ładujmy akumulatory na
potem, regulujmy swój wewnętrzny zegar biologiczny skołowany siedzeniem w zamknięciu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz