Dziś na moim FB wyświetliło się
przypomnienie wspomnienia sprzed czterech lat – wyjazd do Warszawy na koncert –
Adama Lamberta – promującego płytę „The Original Hight”. Przepiękne wydarzenie,
które do dziś (i pewnie do końca mych dni) przywołuje masę wspaniałych
wspomnień. A wszystko zaczęło się od urodzinowego
prezentu, który otrzymałam od moich Gwiazdeczek i Gwiazdorów z Kłodawy i za który
jestem Im wdzięczna! Dziękuję. Dwa bilety na koncert mojego ulubionego Wykonawcy…
Bezcenne…
Sama myśl o tym wyjeździe napawała
mnie przeogromną radością i szczęściem. Sam wyjazd okazał się niesamowitą
przygodą, którą będę wspominać do końca moich dni. Gdy z Kamą o nim opowiadamy „pękamy
ze śmiechu”. Hmmm…
Było z przytupem. Było wesoło. Było szaleńczo. Było międzynarodowo. Było
szampańsko. Odciski od szpilek i zdjęcia, na których widok mogę tylko
powiedzieć: Oj, działo się! No bo jak się bawić, to się bawić.
Zaczęło się od zajęcia miejsca w
pociągu (nr 75), ale nie w tym wagonie, w którym powinnam być, jedzenie
z Kamą obiadu z dziwnych składników w Szklanych Tarasach, zatrzaśnięcie moich drzwi
w hotelu – nie powiem Wam w jakim ubraniu, wciśnięcie się na początek kolejki i
dziki szał podczas koncertu, wino o 2:00 nad ranem w restauracji „Frida Kahlo”,
lot samolotem do Goleniowa i upragniony weekend z rodziną nad morzem…
To było wydarzenie, godne „czterdziestki”. Z wypiekami na twarzy, uśmiechem od ucha do ucha, z odlotowymi, spontanicznymi pomysłami,
których realizacja dała mi (i nie tylko) tyle radości i przepięknych wspomnień.
Z fenomenalną kobietą – Kamilą K., bez której ten wyjazd nie byłby tak niesamowity…
Nie żałuję żadnej z chwil. A każdą z nich pamiętam, jakby się działa właśnie teraz…
Cóż
rzec? Kama przydałaby się powtórka! Żartuję? Absolutnie nie!
Każdej/mu z Was życzę takich wspomnień…