Od czasu do czasu dobrze jest sprawić przyjemność sobie, jak również
domownikom. Niewiele czasu potrzeba aby przyrządzić ciasto i za chwilę (na
tłuszczu) stworzyć przepyszny chrust. U
mnie zawsze przywołuje wspomnienia… babcia Stanisława. Zawsze były u niej
faworki, czekały na wnuczęta.
I w poprzedni piątek, by rozładować złe emocje – zajęłam się pieczeniem faworków. Wiele frajdy dla bratanicy, która pomagała mi w tworzeniu tych cudownych wypieków. Prosiłyście o przepis, więc go dzisiaj serwuję. Od zawsze ten sam, bo w tym wydaniu smakują mi najbardziej. Tak więc:
3 szklanki mąki pszennej, 6 żółtek, 6 łyżek gęstej śmietany, 1 łyżka spirytusu lub octu, szczypta soli, olej roślinny, cukier puder
Dwie szklanki mąki przesiej na stolnicę. W kopczyku zrób dołek i umieść w nim żółtka, sól, śmietanę i spirytus. Energicznie zagniataj dłońmi ciasto, aż uzyskasz jednolitą konsystencję. Wyrobione ciasto tłucz przez kilka minut wałkiem, składając od czasu do czasu na pół. Im mocniej uderzasz, tym lepiej, bo wtłaczasz do ciasta więcej powietrza. "Zbite" ciasto odstaw na trochę do lodówki. Pół godziny w zupełności wystarczy.
Urwij kawałek schłodzonego ciasta i rozwałkuj je na oprószonej mąką stolnicy. W całym robieniu faworków to właśnie najważniejszy moment! Im cieńsze ciasto uzyskasz tym kruchsze i delikatniejsze będą ciasteczka. Rozwałkowane ciasto pokrój na paski o szerokości ok. 3cm i długości 4 cm. Około, nikt Cię z tych rozmiarów nie będzie rozliczał. Ja lubię takie małe. Jeden kęs. Teraz natnij środek prostokąta i przewlecz jeden z boków faworka przez powstałą dziurkę.
Rozgrzej olej w rondlu. Na gorący olej wrzucaj przygotowane faworki. W trakcie smażenia ciasteczka bardzo zwiększają objętość, więc rób tylko kilka na raz. Przekręcaj z lewej na prawą, aż uzyskają złocistą barwę (świetnie sprawdza się w tym celu drewniany patyczek do nadziewania szaszłyków). Wyrośnięte faworki odłóż na chwilę na papierowy ręcznik - odciągnie tłuszcz. A jak tylko przestygną, oprósz obficie cukrem pudrem…
U mnie znikają w mig. A u Ciebie?
I w poprzedni piątek, by rozładować złe emocje – zajęłam się pieczeniem faworków. Wiele frajdy dla bratanicy, która pomagała mi w tworzeniu tych cudownych wypieków. Prosiłyście o przepis, więc go dzisiaj serwuję. Od zawsze ten sam, bo w tym wydaniu smakują mi najbardziej. Tak więc:
3 szklanki mąki pszennej, 6 żółtek, 6 łyżek gęstej śmietany, 1 łyżka spirytusu lub octu, szczypta soli, olej roślinny, cukier puder
Dwie szklanki mąki przesiej na stolnicę. W kopczyku zrób dołek i umieść w nim żółtka, sól, śmietanę i spirytus. Energicznie zagniataj dłońmi ciasto, aż uzyskasz jednolitą konsystencję. Wyrobione ciasto tłucz przez kilka minut wałkiem, składając od czasu do czasu na pół. Im mocniej uderzasz, tym lepiej, bo wtłaczasz do ciasta więcej powietrza. "Zbite" ciasto odstaw na trochę do lodówki. Pół godziny w zupełności wystarczy.
Urwij kawałek schłodzonego ciasta i rozwałkuj je na oprószonej mąką stolnicy. W całym robieniu faworków to właśnie najważniejszy moment! Im cieńsze ciasto uzyskasz tym kruchsze i delikatniejsze będą ciasteczka. Rozwałkowane ciasto pokrój na paski o szerokości ok. 3cm i długości 4 cm. Około, nikt Cię z tych rozmiarów nie będzie rozliczał. Ja lubię takie małe. Jeden kęs. Teraz natnij środek prostokąta i przewlecz jeden z boków faworka przez powstałą dziurkę.
Rozgrzej olej w rondlu. Na gorący olej wrzucaj przygotowane faworki. W trakcie smażenia ciasteczka bardzo zwiększają objętość, więc rób tylko kilka na raz. Przekręcaj z lewej na prawą, aż uzyskają złocistą barwę (świetnie sprawdza się w tym celu drewniany patyczek do nadziewania szaszłyków). Wyrośnięte faworki odłóż na chwilę na papierowy ręcznik - odciągnie tłuszcz. A jak tylko przestygną, oprósz obficie cukrem pudrem…
U mnie znikają w mig. A u Ciebie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz