Wyjazdy
na studia podyplomowe pozwalają mi nadgonić zaległości czytelnicze jak również
filmowe… Pozwalają również na „odpoczynek” od domowych spraw… Jednak
później muszę nadgonić wszelkie zaległości… Nic nie ma za darmo… Ale nie narzekam…
Ostatnie, sobotnie popołudnie w Poznaniu, spędziłam w kinie… Na „Jackie”
wybrałam się z koleżanką ze studiów… Mowa oczywiście o Jackie Kennedy…
Nie czytałam wcześniej recenzji w związku z powyższym, nie byłam „obciążona”
żądną opinią na temat filmu… Może jednak trzeba było?
Film
opowiada o jedynym wydarzeniu z życia Jackie… a mianowicie o feralnym dniu, w
którym zginął Jej mąż… Smutny, przenikliwy film… Jackie udzielając
wywiadu opowiada historię kilku dni… Od
zamachu na Jej męża… po ostatnią Jego drogę… Trudne momenty przeplatają się
z historią rodziny oraz całego amerykańskiego narodu…
W scenie, gdzie dokonuje się zaprzysiężenia nowego prezydenta, a
tuż obok, w trumnie przewozi się zwłoki zamordowanego Kennedy’ego, nasuwa się
tylko jedno stwierdzenie „umarł król,
niech żyje król”… Brutalna rzeczywistość… W każdej kolejnej minucie lotu
samolotem, Jackie uświadamia sobie jaki okrutny jest nasz świat…
Szpital,
płacz, różowy zakrwawiony kostium, utkwił mi na dobre w pamięci… Przeciwności losu… Sprzeciw współpracowników i rodziny nie spowodował ustępstw Jackie…
Ileż ta kobieta miała w sobie siły… Sama zaplanowała całe uroczystości
pogrzebowe… Uparta ale dobrze wiedziała czego chce… Chciała aby pamięć o Nim nigdy nie zaginęła…
Ujęła
mnie rozmowa z księdzem… Jackie, chodząc po ogromnym parku,
spowiada się ze swoich odczuć… swoich słabości… swoich marzeń… swoich lęków… Przepiękny dialog… Niezwykły ksiądz… Jakże
inny i pożądany w dzisiejszych realiach… Przenikliwy, mądry, doradczy głos…
który nie ocenia… nie nakazuje… obiektywnie stwierdza, że Jackie ma całe życie
przed sobą, ma dla kogo żyć, ma się kim opiekować… On sam czasem wątpi…
Cenne
doświadczenie… choć, w sobotnie popołudnie, nie byłam przygotowana na taki
obraz życia Jackie… Przypuszczałam, że ukazane będzie Jej całe życie, i te dobre, i te
złe… no cóż… do hotelu wróciłam… zamyślona… Niekiedy inny obraz wydarzeń powoduje lawinę myśli… W moim
przypadku tak właśnie było…
Zachęcam do obejrzenia… Jednak nie nastawiajcie się na lekki
"klimat"…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz