niedziela, 30 grudnia 2018

Podumowanie 2018 roku...


Jak co roku przyszedł taki czas, że stary rok nas żegna… Jaki był? Dla mnie osobiście – 2018 rok był rokiem wzlotów i upadków… Najważniejsze, że po każdym upadku wstaję… odmieniona, lepsza, odważniejsza i… odporniejsza…
 
W lutym zorganizowałam trzeci event dla kobiet pn. „Pozwól być sobą” Kolejne wspaniałe doświadczenie… Gdyby żył Andrzej powiedziałby KWS (czyli kolejny wielki sukces)! Kobiety „są sukcesem”… To niezaprzeczalny fakt… 

Przez prawie cały rok byłam radną Rady Miejskiej Witnicy… Ciekawe doświadczenie, tym bardziej, że pracowałam „z drugiej strony stołu”… Bez przychylności władzy – radny nic nie znaczy i nic nie zrobi, mimo najszczerszych chęci… Walczyliśmy o drogi, o remonty dachów, o mniejsze zadłużenie – i co z tego? Wpisane do budżetu, ale nie zrealizowane, bo „to radni chcieli”… Ot taka propaganda…
 
W kwietniu spotkaliśmy się na „Dniu Ziemi”… Piękna akcja z malowaniem budek dla ptaków… Wielu z Was było zachwyconych tym wydarzeniem. Mam nadzieję, że w przyszłym roku również przyjdziecie (trochę zmieniona formuła). W kwietniu również uczestniczyłam w „Spotkaniach kobiet autentycznych”… Poznałam tam wspaniałą  kobietę o męskim sercu – Adrianę Szklarz… Jej motto „Zaufaj, obiecaj, działaj” – jest dzisiaj moim…
 
W czerwcu pisałam o Bawarii, w lipcu o cukinii, w sierpniu o dyni, a we wrześniu o tym, że już należy przystroić dom na jesień…W tym roku nie byłam na żadnych wakacjach, bo postanowiłam, że wystartuję w wyborach samorządowych… W październiku minął drugi rok od założenia bloga i mimo napiętego grafiku napisałam 11 postów… 

W październiku przegrałam  wybory samorządowe. Jak wiecie startowałam na burmistrza Witnicy… Mimo porażki – było to naprawdę piękne doświadczenie… Przeszłam moją gminę wzdłuż i wszerz… Poznałam wielu ciekawych mieszkańców. Rozmawiałam o bolączkach gminy, ale również o Waszym codziennym życiu. Jesteście wspaniali. 

Dziękuję za miłe przyjęcie (no prócz jednego małżeństwa w Nowinach Wielkich, dla których PIS to najlepsza partia na świecie)… Dziękuję za merytoryczne rozmowy. I dziękuję wszystkim tym, którzy mi zaufali i postawili znak „x” przy moim nazwisku… 

Taki był mój 2018 rok… Zaraz się skończy, ale dziękuję MU za wszystko to, czego doświadczyłam… A w Nowy 2019 ROK "wchodzę" z zapałem, energią i nowymi pomysłami… Mam nadzieję, że nadal będziecie ze mną… Na dobre, czy na złe…

Ja dziękuję, a Ty? Jaki był Twój 2018 Rok? 






Grudzień…


Mój kalendarz właśnie kończy swoje kartki. Że został zapisany, zamazany i zaplanowany i… przeminął - to niezaprzeczalny fakt. Szybciej niż może nam się to wydawać. Czas mija nieubłagalnie. Ma gdzieś to, czy my coś robimy, czy nie. Czy nam się chce, czy nie. Czy narzekamy, czy działamy. Ale się melancholijnie zrobiło... W grudniu postanowiłam, że już za moment, bo w styczniu:


1. Popracuję nad…


…sobą. Nie wiem jak Wy, ale ja nie potrafię odpoczywać! Nie umiem usiąść na „czterech literach”. Przyznanie się Wam do tego było dla mnie strasznie trudne, gdyż wreszcie „powiedziałam to głośno”! Bo jak już siedzę i mówię sobie, że „odpoczywam”, to myślę o tym, czego nie zrobiłam, czego nie domknęłam, albo co powinnam zrobić inaczej.  W grudniu postanowiłam schować myśli do pudełek. 


2. Zorganizuję spotkanie…


… po latach. Ze znajomymi. Z wyklętymi. Tak żeby powspominać, opowiedzieć o planach na przyszłość.


3. Pójdę…


…do fryzjera. Postanowiłam ściąć włosy na króciutko. 


4. Spędzę czas z…


…rodziną. Bo ciągle biegamy za „czymś”. Każdego dnia. Każdy z nas. Czas – na wagę złota! Skarb. Czyste złoto, którego nie rozmnożysz, ale za to z powodzeniem podzielisz.


5. Zrobię dla moich dziewczyn…


…tiramisu! Kocham grudzień za to, że w domu pachnie ciastem, z piekarnika bije ciepło, światełka migają wokół domu, w tle leci Wonderful world... A moim Gwiazdeczkom lubię sprawiać przyjemność. Zresztą zasłużyły…


Mam ochotę zaplanować cały Nowy 2019 Rok. Szalony pomysł, ale warto pomarzyć… A czy Wy również planujecie cele i staracie się z całych sił je osiągnąć? 

Namawiam, bo warto. Nie zmarnuj miesiąca! A tym bardziej nie przepuść między palcami kolejnego roku. 



piątek, 28 grudnia 2018

Każdy z nas jest w pewnym sensie świrem...


Oglądając po raz setny „Dzień Świra” uzmysłowiłam sobie, że każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia. Czasem naprawdę drobne rzeczy zaskakująco mocno wpływają na naszą codzienność. Każdy z nas jest zatem (na swój sposób) świrem. Czyż nie prawda? Przytoczę Wam kilka przykładów z mego życia, które mogłyby być przykładem „Dnia Świruski”. 


Odkładam rzeczy na miejsce i oczekuję, by domownicy również stosowali się do tej zasady. Ileż można zaoszczędzić czasu przy odwiecznym „męskim” szukaniu np. kluczy lub tym podobnych rzeczy. Staram się, żeby każda rzecz w moim mieszkaniu miała swoje sensowne miejsce i odkładam ją tam od razu, kiedy skończę jej używać. Bez rzucania ubrań na fotel, torebki na kanapę czy kurtki na krzesło. Bałagan przestaje robić się sam.


Wprowadziłam zasadę dwóch minut. Mimo, że staram się robić rzeczy na bieżąco, to zdarza się, że idąc do łazienki potykam się o zapomniane pranie. Wtedy uruchamiam zasadę dwóch minut – jeśli uporządkowanie czegoś zajmuje tyle czasu albo mniej, robię to od razu.


„15 minut dla domu” to zasada, której nauczyłam się, kiedy moje dzieci były całkiem małe. Nie mierzę sobie czasu, po prostu przed pójściem spać porządkuję z grubsza dom, tak żeby nie zaczynać kolejnego dnia z "zaokruszkowanym" blatem w kuchni czy rozrzuconymi kosmetykami w łazience.


To po pierwsze pomaga utrzymać porządek, po drugie jest fajnym rytuałem kończącym dzień – kiedy idę później poczytać książkę, porobić na drutach czy obejrzeć film, wiem że nastąpiło oficjalne zamknięcie wtorku czy środy i zupełnie nic nie mam już na głowie.


Bowiem – nie zasługuję na życie w bałaganie! Skoro dbam o ład w szafie i w lodówce, staram się spędzać czas z ludźmi, z którymi naprawdę mam ochotę przebywać, i robić rzeczy, które naprawdę sprawiają mi frajdę, to czemu na własne życzenie miałabym skazywać się na życie wśród porozrzucanych skarpetek i brudnych kubków?


Dajcie znać jak to jest z Wami – bałaganicie, nie bałaganicie? A może macie jakieś tricki, dzięki którym porządek robi się sam i utrzymuje na dłużej?



piątek, 21 grudnia 2018

Na lepsze okazje...


Za moich czasów… Kiedy byłam mała, miałam cały zestaw ubrań przeznaczonych na lepsze okazje. Też tak miałyście? Wszystkie czekały na czyjeś urodziny, jakieś święta, ewentualnie wyjazd do rodziny. Rozumiem takie były czasy, ale tych ubrań nie było aż tak wiele. Wyrastałam z nich szybko, czasem zdążyłam założyć daną rzecz zaledwie kilka razy. No cóż tak było. 


Ale nie o ciuchach chciałam dzisiaj pisać, lecz o takim samym nawyku trzymania rzeczy „na lepsze okazje” w zupełnie już dorosłym wieku. Pewnie kojarzycie takie przypadki: piękny serwis obiadowy, który kurzy się w szafce, bo nikt go nigdy nie używa, złota biżuteria po babci, której nie wolno nosić, a już na pewno nie byle gdzie, bo przecież może się zniszczyć albo zgubić. Piękne filiżanki postawione za szybą w witrynie, bo szkoda pić kawę...


Czytając książkę „o francuskim stylu”, przeczytałam o satysfakcji, jaką dawać może picie z najpiękniejszej filiżanki czy noszenie najładniejszej bielizny w zupełnie zwykły dzień. Pisałam już kiedyś o Francuzkach i Ich fenomenalnych sposobach na życie, i od tamtej pory wdrażam te przykłady w życie. 


Śniadanie jedzone na tarasie w ubraniu, zamiast przy zawalonym gazetami stole w kuchni w rozciągniętej piżamie, smakuje znacznie lepiej.  Chodząc po domu w wygodnej marokańskiej tunice czuję się dużo bardziej „pozbierana” niż występując w lekko spranym dresie. Picie kawy z chińskiej porcelany jest fenomenalnym uczuciem. Świeże kwiaty w wazonie wyglądają o niebo lepiej niż sztuczne. 


Wracamy zatem do punktu wyjścia, czyli problemu zużywania czy niszczenia się wyjątkowych rzeczy. Dla mnie sprawa jest prosta! Ubrania kupuję po to, żeby je nosić, a  rzeczy po to by ich używać.  Poza tym, co to w ogóle za pomysł - trzymania najpiękniejszych rzeczy w szafie? Chce się cieszyć noszeniem swoich ulubionych ubrań, niech zgarniają komplementy!  Nie chciałabym jednak nigdy, żeby ubrania-rzeczy-eksponaty stały się w mojej szafie regułą.


Ciekawa jestem czy Wy macie jakieś rzeczy „tylko na specjalne okazje”? Czy “oszczędzacie” ulubioną filiżankę, pijąc jednocześnie herbatę z obtłuczonych kubków czy wręcz przeciwnie? A może myślicie o całej sprawie w zupełnie inny sposób, który mnie nawet nie przyszedł do głowy? Dajcie koniecznie znać, jestem naprawdę ciekawa!




czwartek, 20 grudnia 2018

Kilka pomysłów na nietypowe prezenty



Zauważyłam, że post o prezentach jest bardzo popularny. Postanowiłam więc podzielić się z Wami kolejnymi pomysłami… To, co liczy się w przygotowywaniu prezentów, to czas i uwaga, które poświęciliśmy na zauważenie potrzeb drugiej osoby. Nawet jeśli będzie to coś bardzo drobnego, ale pięknie zapakowanego, z osobistym liścikiem i życzeniami prosto z serca, na pewno sprawi komuś radość.  Korzystajcie i podrzucajcie swoje pomysły!


Tylko rzeczy zrobione własnoręcznie. Zatem pod choinką muszą znaleźć się wyłącznie ręcznie wydziergane skarpety bądź serweta, przetwory (dżemy, sałatki, ogórki, grzyby), pachnące, pięknie zdobione pierniki, sweter ze śmiesznym napisem, szalik, czapka, własnoręcznie zrobiona książka kucharska z najlepszymi, sprawdzonymi przepisami... 


Kupony. Na śniadanie do łózka, na masaż stóp bądź pleców, na czesanie włosów, na 3 godziny grania na komputerze w ulubioną grę z gwarancją nieprzeszkadzania, na wolne popołudnie, na obiad na tarasie, wychodne… i wiele innych na… Co tylko przychodzi Wam do głowy. To jeden z moich ulubionych typów prezentów. „Bileciki” są do wykorzystania w dowolnym momencie, upoważniające obdarowanego do czegoś miłego lub uniknięcia czegoś niemiłego. A co? Kto powiedział, że tak nie można…  


Korepetycje. Każdy z nas ma jakąś umiejętność, którą może się podzielić. Możecie podarować mamie talon na szkolenie z porządnej obsługi skrzynki mailowej, oczywiście w Waszym wykonaniu (!), nauczyć siostrę podstaw obróbki zdjęć w Photoshopie albo planowania posiłków czy zaprosić całą rodzinę na warsztaty dziergania albo origami. Wspaniale brzmi? A zobaczycie jaką będziecie mieli frajdę… 


Wiersz albo piosenka. Nic tak nie zrusza, zapewniam Was. Pewnego razu przygotowaliśmy taki prezent koleżance z pracy. Piosenka „A Panna Krysia” została wykonana przez wszystkich uczestników i nagrana na płytę. Wyszło naprawdę niezwykle. Moja koleżanka dostała od swojego świeżo poślubionego męża piosenkę, którą dla niej napisał, a potem zagrał i zaśpiewał na ich weselu. Można? Można…


Kronika historii rodziny. Z opisem anegdot, ważnych wydarzeń, ze zdjęciami – to świetna okazja, żeby je skatalogować cyfrowo. Idealny prezent dla babci czy dziadka, no i można zaangażować całą rodzinę do współpracy.


Pudełko na zły nastrój. Z napisem „otworzyć w razie pilnej potrzeby”. Do środka możesz włożyć wszystko to, co poprawi obdarowanemu humor – ładny kubek, kakao i pianki, dobrą herbatę, wspólne zdjęcie z wyjątkowo miłego dnia, płytę z podnoszącą na duchu komedią, liściki od wszystkich znajomych, tłumaczące, dlaczego obdarowana osoba jest super.


A jakie są Twoje pomysły na nietypowe prezenty?