piątek, 21 grudnia 2018

Na lepsze okazje...


Za moich czasów… Kiedy byłam mała, miałam cały zestaw ubrań przeznaczonych na lepsze okazje. Też tak miałyście? Wszystkie czekały na czyjeś urodziny, jakieś święta, ewentualnie wyjazd do rodziny. Rozumiem takie były czasy, ale tych ubrań nie było aż tak wiele. Wyrastałam z nich szybko, czasem zdążyłam założyć daną rzecz zaledwie kilka razy. No cóż tak było. 


Ale nie o ciuchach chciałam dzisiaj pisać, lecz o takim samym nawyku trzymania rzeczy „na lepsze okazje” w zupełnie już dorosłym wieku. Pewnie kojarzycie takie przypadki: piękny serwis obiadowy, który kurzy się w szafce, bo nikt go nigdy nie używa, złota biżuteria po babci, której nie wolno nosić, a już na pewno nie byle gdzie, bo przecież może się zniszczyć albo zgubić. Piękne filiżanki postawione za szybą w witrynie, bo szkoda pić kawę...


Czytając książkę „o francuskim stylu”, przeczytałam o satysfakcji, jaką dawać może picie z najpiękniejszej filiżanki czy noszenie najładniejszej bielizny w zupełnie zwykły dzień. Pisałam już kiedyś o Francuzkach i Ich fenomenalnych sposobach na życie, i od tamtej pory wdrażam te przykłady w życie. 


Śniadanie jedzone na tarasie w ubraniu, zamiast przy zawalonym gazetami stole w kuchni w rozciągniętej piżamie, smakuje znacznie lepiej.  Chodząc po domu w wygodnej marokańskiej tunice czuję się dużo bardziej „pozbierana” niż występując w lekko spranym dresie. Picie kawy z chińskiej porcelany jest fenomenalnym uczuciem. Świeże kwiaty w wazonie wyglądają o niebo lepiej niż sztuczne. 


Wracamy zatem do punktu wyjścia, czyli problemu zużywania czy niszczenia się wyjątkowych rzeczy. Dla mnie sprawa jest prosta! Ubrania kupuję po to, żeby je nosić, a  rzeczy po to by ich używać.  Poza tym, co to w ogóle za pomysł - trzymania najpiękniejszych rzeczy w szafie? Chce się cieszyć noszeniem swoich ulubionych ubrań, niech zgarniają komplementy!  Nie chciałabym jednak nigdy, żeby ubrania-rzeczy-eksponaty stały się w mojej szafie regułą.


Ciekawa jestem czy Wy macie jakieś rzeczy „tylko na specjalne okazje”? Czy “oszczędzacie” ulubioną filiżankę, pijąc jednocześnie herbatę z obtłuczonych kubków czy wręcz przeciwnie? A może myślicie o całej sprawie w zupełnie inny sposób, który mnie nawet nie przyszedł do głowy? Dajcie koniecznie znać, jestem naprawdę ciekawa!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz