sobota, 12 listopada 2016

Chrust i... bezy



Dzisiejszy, mroźny poranek, odebrał mi ochotę na ostatnie prace w ogrodzie… Przełożyłam je na popołudnie… bynajmniej mam taką nadzieję… W związku z powyższym mając troszeczkę czasu, przygotowałam swoją ulubioną kawę i pomyślałam sobie, że mogłabym coś upiec… Wybrałam przepis na faworki (inaczej: chrust), bo dawno ich nie robiłam… Przypominam przepis, bo może i Wy się skusicie (?!):
·         05 kg mąki
·         8 żółtek
·         ½ szklanki gęstej śmietany
·         Stołowa łyżka octu
·         Cukier puder

Zarabiamy ciasto jak na pierogi, rozwałkowujemy i kroimy na małe prostokąty… W środku nożem przecinamy linię, przez którą przekładamy jeden koniec ciasta… I mamy gotowe faworki, teraz pieczemy na oleju. Po upieczeniu, kładę wypieki na papier kuchenny aby ociekł olej, kładę na talerze i obsypuję cukrem pudrem… Pycha… Przypomina mi się wtedy smak dzieciństwa… W „moich czasach” nie było, na „wyciągnięcie ręki” czekolady i innych łakoci… Mama wyczarowywała cuda i tym samym dostarczała nam przyjemności… Ach…

Ale, ale, żeby nie było (bo się lekko rozmarzyłam), z ośmiu białek ubiłam pianę dodałam dwie szklanki cukru i ubiłam na jednolitą, puszystą, słodziutką pianę. Na blachach rozłożyłam pergamin i na nich „wycisnęłam” (ze specjalnej do dekorowania tortów pomocy kuchennej) malutkie bezy. Wstawiłam do piekarnika, teraz muszą schnąć parę godzin w średnio ciepłym piekarniku… Będą jak znalazł na prezenciki dla znajomych…

A tymczasem na dworze pojawiło się słońce, nawet nasz pupil Pumba wyleguje się na huśtawce. Sikorkom wsypaliśmy jedzenie do karmnika. Dzisiaj od samego rana, "całą ferajną” go „okupują”. Głodne. Dokarmiajcie ptaki. Fajnie jest popatrzeć przez okno, jak podlatują, jak wskakują do karmnika, jak stukają dzióbkami, szukając dla siebie smakołyków. 

Pora iść do ogrodu… Pa…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz