poniedziałek, 7 listopada 2016

Pierożki... ach... paluszki lizać!




Przyjechałam z pracy… zmęczona. Jadąc do domu miałam plan aby zjeść obiad i w spokoju, przy kominku wypić filiżankę ulubionej kawy… A tu niespodzianka! Mąż zakupił płucka, obgotował i przemielił w maszynce, podsmażył z cebulką i doprawił... Przygotował farsz na swoje ulubione pierogi.


Nie powiem żebym była szczęśliwa z takiego obrotu sprawy ale do maszyny (do pieczenia chleba) wrzuciłam mąkę, dodałam szklankę ciepłej wody i jedno jajko oraz dolałam oliwy z oliwek. Nastawiłam na 15 min program mieszania i wstawiłam wodę na gaz…


 






Po chwili gotowe ciasto rozwałkowałam, ulepiłam chyba ze 100 pierogów (część z nich zamroziłam, na inną okazję). Lepiąc je, przeszła mi już złość i zmęczenie. Doszłam do wniosku, że to nawet był świetny pomysł na rozładowanie dzisiejszych emocji, a jakież było moje zdziwienie, gdy po zjedzeniu dwóch porcji pierogów, mąż podszedł do mnie, ucałował w policzek i powiedział: DZIĘKUJĘ, SĄ DOSKONALE PYSZNE!


Też robicie takie cuda (płucka można kupić w Witnicy, w sklepie mięsnym, w Netto)?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz