Przyjechałam z pracy… zmęczona.
Jadąc do domu miałam plan aby zjeść obiad i w spokoju, przy kominku wypić
filiżankę ulubionej kawy… A tu
niespodzianka! Mąż zakupił płucka, obgotował i przemielił w maszynce, podsmażył
z cebulką i doprawił... Przygotował farsz na swoje ulubione pierogi.
Nie powiem żebym była szczęśliwa z takiego obrotu sprawy ale do
maszyny (do pieczenia chleba) wrzuciłam mąkę, dodałam szklankę ciepłej wody i jedno
jajko oraz dolałam oliwy z oliwek. Nastawiłam na 15 min program mieszania i
wstawiłam wodę na gaz…
Po chwili gotowe ciasto
rozwałkowałam, ulepiłam chyba ze 100 pierogów (część z nich zamroziłam, na inną
okazję). Lepiąc je, przeszła mi już złość i zmęczenie. Doszłam do wniosku, że
to nawet był świetny pomysł na rozładowanie
dzisiejszych emocji, a jakież było moje zdziwienie, gdy po zjedzeniu dwóch
porcji pierogów, mąż podszedł do mnie, ucałował w policzek i powiedział: DZIĘKUJĘ, SĄ DOSKONALE PYSZNE!
Też robicie takie cuda (płucka
można kupić w Witnicy, w sklepie mięsnym, w Netto)?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz